Dlaczego będę głosował za Jednomandatowymi Okręgami Wyborczymi (JOW-ami)?

Dr Maciej Jesiołowski

A.M. Jesiołowscy-Finanse sp. z o.o.

Motywacja wyborców – zwolenników JOW-ów wynika głównie z niechęci do stanu dzisiejszego. Straciliśmy cierpliwość do osób wypowiadających się w telewizji czy też prywatnie poprzez tajne nagrania. Doszliśmy do wniosku, że grają naszymi emocjami, a nie starają się rzetelnie poprawić nasz byt. Odgrywają swe role a nie pracują. Chodzi im o naszą reakcję emocjonalną, a nie o lepsze warunki życia. Uprościli sobie nasz obraz do schematu reaktywnego tłumu półidiotów o dużej wrażliwości emocjonalnej i bez mózgu. To…smutne.

Rzeczywiście powstał pewien sprzężony układ Politycy-Dziennikarze (PD), który wykształcił określone zasady funkcjonowania w oparciu o przekonanie o istnieniu reaktywnego, emocjonalnego tłumu widzów-wyborców. I to chyba osoby decydujące o kształcie przekazu medialnego są twórcami układu PD. To oni selekcjonują emocje na te, które się sprzedadzą i na te, na które nie ma popytu. Jest silna emocja – jest oglądalność, im bardziej prymitywna – tym silniej przyciąga przed ekran, do komputera. I to jest prawda. Ale… po drugiej stronie ekranu ludzie chyba się zmienili. Może zestarzeli, a może dojrzeli, a może to są już inni ludzie? Nie wiem. Wiem, że przestają oglądać TV. Ze wstrętem wyłączają programy informacyjne i publicystyczne – by nie oglądać tej żenady emocjonalnej pozbawionej kompletnie rzetelnej informacji, jakiegoś intelektualnie strawnego materiału. Nie tylko za siebie mówię – czujemy się obrażani traktowaniem nas jak idiotów. Dlatego pójdziemy głosować w referendum za JOW-ami. Dlatego zagłosujemy na Kukiza. Nie, nie – nie wiemy na pewno czy jest to dobry wybór. Ale wiemy na pewno, że nie chcemy tego, co jest, bo nie jesteśmy śliniącymi się przed ekranem idiotami. Po prostu zaryzykujemy i postawimy na jedynego człowieka, który, mamy taką nadzieję,  przypilnuje zmiany ordynacji wyborczej na JOW-y. I tylko tego od niego oczekujemy. Bardzo wiele oczekujemy!

Tyle o motywacjach-emocjach. A racjonalne uzasadnienie JOW-ów ? Dziś o naszych losach decyduje od kilku (trzech-czterech) do kilkunastu posłów. Zdziwienie? A wprowadzanie dyscypliny partyjnej przy co ważniejszych głosowaniach ? O tym jak głosować decyduje partyjna wierchuszka. A my opłacamy funkcjonowanie 460 osobowego parlamentu! Może wystarczyłoby utrzymywać Senat – a efekty byłyby identyczne. A tak swoją drogą – lobbystom chyba łatwiej w dzisiejszym układzie, bo mniej ludzi od obskoczenia.

Każdy z członków partii jest zależny od grupy „trzymającej władzę” w tejże partii, niewielu się przeciwstawia. A ci których na to stać – w praktyce są zmuszeni opuścić szeregi partii. Ich wybór jest następujący: albo się podporządkują wodzom (lojalni), albo przejdą pod inny sztandar (zdrajcy), albo skończą z polityką (frustraci). Dzisiejsi posłowie są zależni od swych wodzów, jeśli chcą pozostać w polityce. A co byłoby w wypadku, gdyby JOW-y zadziałały – czyż nie odwróciło by to tej relacji? Czy poseł (posłanka) umiejący sobie zjednać ludzi w regionie nie odczuwałby, że ci ludzie, czyli my wyborcy jesteśmy ich politycznym zapleczem, polityczną siłą, warunkiem politycznego bytu ? A nie wódz partii decydujący o miejscu na liście wyborczej. Czy przywódca partii nie zabiegałby wówczas o Posła, którego wyborcy szanują? Czy partia nie stałaby się wtedy organizmem tworzonym przez swych członków-parlamentarzystów, a nie przez wodzów-ideologów rozpalających emocje i zmuszających do dyscypliny? Czy nie byłoby tak, że przywódca partii musiałby najpierw przekonać swych partyjnych kolegów posłów do głosowania na „tak” w określonej sprawie, bo miałby świadomość, że stoją za nimi konkretni wyborcy danego okręgu? A poseł, czyż nie musiałby się zastanowić, przed podjęciem decyzji – kto i dlaczego na niego głosował i co będzie przy następnych wyborach ?

Kto dziś decyduje o wyborze posła ? Wódz lub wodzowie. Oni dokonują preselekcji list wyborczych i ustalają preferencje na liście wyborczej.. A do czego my jesteśmy potrzebni ? By wybrać ideologię określonej partii, a jak ją wybierzemy – to wyrazić zgodę na wybór dokonany przez wodzów tejże partii. I kropka. Jako wyborca czuję się UBEZWŁASNOWOLNIONY i więcej w takich wyborach nie będę uczestniczył. Jestem podmiotem życia politycznego, a nie przedmiotem cudzych emocjonalnych manipulacji.

Będę głosował za odwróceniem relacji. My decydujemy o wyborze posła. Poseł decyduje o kształcie partii. Przewodniczący partii jest od niego bardziej zależny i musi się liczyć z jego głosem, bo liczy się z naszym głosami. A nasze głosy dają partii przewagę w regionie lub odbierają mandat, bo bardziej ufamy temu konkretnemu człowiekowi niż partyjnej ideologii. Czyż przy dzisiejszych kampaniach nie widać, że tego pragniemy ? O dziwo wygrywają ci wodzowie, którzy jadą w teren i rozmawiają z nami, czasami słuchają; którzy sprawiają wrażenie, że nas szanują. Inna sprawa – czy będą o nas pamiętać po wyborze. Chcemy być podmiotami życia politycznego. Dlaczego – bo jesteśmy dla polityków PRACODAWCAMI – płacimy im za to, by zarządzali dobrem wspólnym dla nas WSZYSTKICH, a nie dla wąskich zideologizowanych, rozemocjonowanych grup społecznych.

Czy JOW-y będą działać – tak jak tego oczekujemy? Czy wytworzy się kultura wzajemnego szacunku zarządzanych-pracodawców i zarządzających-pracowników? Niestety nie wiadomo. Bo – po pierwsze – kultura ludzi żyjących między Bugiem a Odrą wytworzyła dzisiejszy układ władza-media. Bo  – po drugie – kultury narodowej się nie zmienia z dnia na dzień, a niestety nie wiadomo ilu spośród nas jest gotowych do bycia samodzielnymi, niezależnymi podmiotami własnych decyzji. Bo – po trzecie – czy w naszej kulturze leży skłonność do racjonalnego samoograniczenia własnych oczekiwań dla dobra wspólnego? Tych wątpliwości nie rozwiejemy teoretycznie. Bo nie znamy proporcji subkulturowych w społeczeństwie. Czy znaczną siłę stanowią ci, którzy myślą racjonalnie, po-prostu rozsądnie, czy dominują ci, których emocje są we władaniu wodzów ?

Żeby się o tym przekonać trzeba dokonać radykalnej zmiany. To nie jest zmiana, która nas wywróci. Ta zmiana nie unicestwi państwa, bo to nie rewolucja albo wojna. To tylko zmiana sposobu wyboru Sejmu. Ta zmiana stworzy warunki do upodmiotawiania się wyborców i posłów, do rozmontowywania ideologicznych układów. Bez tej zmiany – nie poczujemy się właścicielami swojego państwa jako całości, będziemy nadal plemionami wojującymi ze sobą nawzajem ze względu na idee-emocje.

A jeśli wprowadzimy JOW-y i nadal będzie tak emocjonalnie jak dziś, tylko bardziej kłótliwie przy braku partyjnej dyscypliny? Tego wykluczyć się nie da. Co więcej najprawdopodobniej tak będzie po pierwszych wyborach. Po drugiej, trzeciej, wyborczej  weryfikacji – wierzę, że zacznie się to zmieniać. Skąd ta nadzieja ? Bo wyborcami staną się ci, którzy nie dorastali w epoce zniewolenia władzą i ideologizacji życia do granic absurdu. Wyborcami staną się ludzie praktyczni, którzy z praktycznych pobudek będą coraz bardziej dbać o dobro wspólne, a nie tylko o to, by wygrywało to czy inne plemię.

Podsumowując: zagłosuję za JOW-ami i Kukizem, bo Państwa nie zniszczę, a stworzę warunki dla upodmiotowienia wyborców i posłów w systemie rządzenia dobrem wspólnym. Stworzę warunki dla skrócenia sprzężenia zwrotnego między wyborcą a posłem, czyli dla zwiększenia zależności posła od wyborców kosztem zależności posła od jego partyjnego wodza (wodzów).