25 lat doświadczeń w doradztwie

Ten rok jest dwudziestym piątym rokiem doradztwa spod znaku XVIII-wiecznego dyrygenta. Dziś, oprócz doradztwa w zakresie zarządzania, działamy w obszarze audytu finansowego, prawa gospodarczego i podatkowego oraz prowadzenia księgowości i spraw kadrowo-płacowych. Wspieramy stale ponad sto małych, średnich i dużych firm. Stawiamy na długoletnie więzi partnerskie (w kilku wypadkach ponad 20-letnie, w wielu wypadkach ponad 10-letnie). 

Zgodnie z oczekiwaną praktyką powinienem jubileusz istnienia firmy wykorzystać do  zaprezentowania jej zalet i osiągnięć. Nie zrobię tego z dwóch powodów. Po pierwsze uważam, że głównym naszym osiągnięciem jest zaledwie to, że z uporem i konsekwencją trwamy, a po drugie istotniejsze dla czytelnika mogą okazać się wnioski praktyczne z naszej 25-cio letniej przygody.

Trwanie, upór, konsekwencja. Miałem okazję prowadzić szkolenia dla osób zakładających własne biznesy. Przy okazji mówiłem o postawie, jaka sprawdza się w biznesowych kontaktach z innymi ludźmi – o motywacjach i etyce. Celem było przełamanie stereotypów o byciu przedsiębiorcą dominujących w naszej kulturze i pokazanie kursantom, które z motywacji i nawyków sprawdzają się w realnym świecie samodzielnych działań i decyzji. Zmuszono mnie do odpowiedzi na pytanie: którą z cech przedsiębiorców uważam za najważniejszą – doprowadzającą do sukcesu ? Po krytycznym przeanalizowaniu postaw naszych klientów odnoszących spektakularne sukcesy w biznesie odkryłem, że ich wspólną cechą jest konsekwencja/upór w doprowadzaniu spraw do końca. Potem są już same różnice w zdolnościach do nawiązywania i utrzymywania dobrych relacji, w traktowaniu ludzi, w inteligencji, w szybkości i efektywności działania, w trafności podejmowanych decyzji, w trafności odzwierciedlania procesów, które są istotne dla prowadzonych biznesów. Różnice tak wielkie, tak przeciwstawne, że aż zdumiewające, że w tak słabym stopniu wpływały na powodzenie biznesu ! Upór – to cecha wspólna tych, których poznałem i którym się powiodło.

Na początku lat 90. wydawało mi się, że trzeba około 10 lat na to, by na rynku konsultingowym liczyła się jakość materiałów, które jako konsultanci przygotowujemy. Doszedłem do wniosku, że tyle potrzeba na to, by menedżerowie w naszym kraju podnieśli swoje kompetencje do poziomu, by właściwie zrozumieć i wykorzystać analizy doradców. Zarozumiałość? Jak u większości młodych, którzy próbują wywrzeć swój wpływ na rzeczywistość. Okazało się, że jakość w naszej pracy ma wymiar czysto praktyczny: wymiar oszczędności czasu i osiągnięcia efektu. Albo pozwolimy oszczędzić czas w dochodzeniu do celu albo jesteśmy nie efektywni. Albo za pomocą naszych materiałów klienci dochodzą do celu albo nie. I to prawie cała prawda o jakości konsultingu. Prawie – bo ważne jest, by starać się działać etycznie – po prostu przyzwoicie, bo inaczej ludzie się odwrócą. Ważny jest szacunek do rzeczywistości takiej jaką ona jest, czasami wbrew intencjom zleceniodawców. Nawet wtedy, gdy przychodzi stracić zlecenie. I ważna jest też … dyplomacja w relacjach z tymi, którzy wiedzą inaczej.

Na początku lat 90. zaczytywałem się w książkach opisujących różne metody analiz i zarządzania. Nadal czytam i mobilizuję współpracowników do studiowania różnych, cudzych doświadczeń i pogłębiania wiedzy. Jednak nieco inaczej niż wtedy: po pierwsze najpierw pojawia się problem potem następuje kwerenda po bazach informacyjnych, po drugie zmienił się nieco profil książek, które sam czytam. Jeśli zaczynamy studiowanie pod presją problemu zarządczego – to efektywniej dobieramy właściwą literaturę, a wiedza w niej zawarta trafia na podatny grunt natychmiastowego zrozumienia i… jest zapamiętywana na długo. W myśl zasady, że jakość informacji zależy od jakości zadanego pytania ! A najistotniejsze pytanie dla każdego konsultanta brzmi: kim jest człowiek, z którym się współpracuje, jaka jest „mechanika” jego emocji-motywacji, jakie ma filtry informacyjne, jakie modele rzeczywistości buduje w swojej głowie, na ile są one zależne od kultury w jakiej się wychował i wykształcił, a na ile od jego indywidualnego temperamentu i charakteru. I wreszcie na ile ważna w jego myśleniu i działaniu jest etyka. Poszukiwanie sposobów na odnajdywanie takich odpowiedzi determinuje wybór tego, co czytam dziś. A ze swymi podwładnymi często toczę spory starając się przeprowadzić ich ze złudnej magii nowych pojęć, nowych metodyk do praktyki ludzkich zachowań. Bo przyjmując jako remedium na określny problem zarządczy jakieś nowoczesne metodologiczne podejście WYPRAKTYKOWANE w USA lub Japonii, musimy zrozumieć czy i jak zadziałają różnice kulturowe. Czy będziemy w stanie pokonać nasze odruchy, reakcje i wdrożyć nowe nawyki ? Istotna różnica tkwi w punkcie wyjścia do zrozumieniu metodyki – co innego, gdy jest ona efektem praktyki a co innego, gdy o niej się czyta niejako „z zewnątrz”, bez tożsamych doświadczeń. Więc zadanie konsultanta nie polega na tym, by wyjaśnić jak należy skonstruować stan docelowy (czyli prawidłowo stosować metodykę), ale jak przeprowadzić zespół ludzi z punktu, w którym się dziś znajdują do stanu docelowego. I czystość metodyki nie jest wtedy celem nadrzędnym. Tym celem jest efekt działania tej metodyki w konkretnym ludzkim środowisku.

Na początku lat 90. staraliśmy się być etyczni naiwnie. Z dumą prezentowaliśmy firmowe lub branżowe, świeżo opracowane, kodeksy etyki. W efekcie były one raczej materiałem propagandowym – „kwiatkiem do kożucha” niż praktyczną wytyczną w codziennym działaniu. Nie chodzi tu o mijanie się z zasadami etycznymi. Nie byliśmy cyniczni. Staraliśmy się naprawdę. Ale byliśmy naiwni. Wychodzenie przed orkiestrę, czyli przed oczekiwania partnerów biznesowych w naszym środowisku kulturowym – było niedźwiedzią przysługą samemu sobie. Byliśmy odbierani, albo jako naiwni (zgodnie z prawdą), albo – jako wyjątkowi cwaniacy, którzy coś kombinują (zgodnie z podejrzeniami interlokutora). Trochę to trwało zanim przenieśliśmy etykę ze sfery autoprezentacji w nawyk codziennego działania zgodnie z sumieniem. Pierwsze odkrycie to to, że albo jest się etycznym albo nie. Nie można być trochę etycznym, a trochę nie. Nie można być etycznym w stosunku do jednych a lekceważyć to w stosunku do innych osób. Psychika tego nie znosi. Trzeba potem odczuwać różne drobne sprzeciwy własnego sumienia. W efekcie dziś – do współpracowników odnosimy się tak samo jak do klientów, jak do każdego innego człowieka. Na co dzień i odruchowo. Drugie odkrycie – to takie, że należy dążyć do widzenia rzeczy, jakim są a nie fałszować rzeczywistości w kierunku naszych czy też klienta oczekiwań, bo prędzej czy później to się zemści. Bolesne były rozstania z klientami, którzy nie dali sobie rady z utrzymywaniem piramidy fałszu. Nie poznałem człowieka, który byłby w stanie taką piramidę efektywnie kontrolować. Za to poznałem kilku, którzy tego próbowali – z mojego punktu widzenia to bardzo obciąża i … nie pozwala być szczęśliwym.

Trzecie odkrycie – z pogranicza etyki i komunikacji interpersonalnej – dotyczy „nawrócenia” się na właściwą postawę wobec tych, z którymi wchodzimy w relacje. Przyjmując bezkrytycznie wypracowane praktycznie metody postępowania w komunikacji międzyludzkiej weszliśmy w obszar dość niebezpieczny dla nas samych. Poznaliśmy wiedzę nazywaną „język ciała” czy „fizjonomika” pozwalającą rozpoznawać cudze i kontrolować własne intencje w trakcie werbalizacji komunikatów w relacjach. Wysoki poziom w stosowaniu tej kontroli rzeczywiście jest efektywny – tzn. pozwala osiągnąć założone cele w stosunku do innych ludzi, ale… . Ciągłe stosowanie tej kontroli wchodzi w nawyk. Zaczyna być permanentną cechą naszego charakteru, powodując, że powoli zapominamy być sobą, być w zgodzie z sobą, być w szczerych relacjach z ludźmi. Stąd dużo pracy dla terapeutów. Analizując kanały komunikacji personalnej od tych najbardziej zwerbalizowanych do tych, które przekazują emocje doszliśmy do wniosku, że człowiek nie kontroluje około 40% informacji jaką wyraża. Czasami jest to aż 50%, czasami 60%. Poniżej 40% pojawia się pytanie o dysfunkcje emocjonalne delikwenta świadomie wykształcone, środowiskowe lub wrodzone. Więc czy to się opłaca ? Wysiłek spory. Efekty krótkoterminowe są. Ale długoterminowe, jak wynika z mojej praktyki, są wątpliwe – zarówno biznesowe jak i te w życiu prywatnym. Po prostu w relacjach spada poziom zaufania i poczucie współodpowiedzialności. A co to oznacza właściwa postawa ? Opisują ją takie słowa jak: życzliwość, wyrozumiałość, szacunek, cierpliwość, dążenie do zrozumienia przeciwstawnych punktów widzenia i poczucie współodpowiedzialności za wzajemne relacje. Jeśli to w sobie naprawdę wyzwolimy to ludzie chcą z nami współdziałać obdarzając nas zaufaniem. To jest warunek sukcesu długoterminowego.

Nie wiem czy powyższe wnioski to szczególne osiągnięcia. Dziś pewnie są naturalnym odruchem dla wielu osób działających w biznesie. Ale moje pokolenie startowało do uprawiania samodzielnej przedsiębiorczości naiwnie odrzucając prawie wszystko, co nas ukształtowało przed 1989 rokiem i naiwnie przyjmując bezkrytycznie to, co do nas przychodziło wraz z kapitalizmem. Niby dorośli w punkcie wyjścia musieliśmy dorosnąć raz jeszcze do wolności. Bolało. Dziś jednak nie żałuję.

Maciej Jesiołowski